Diecezjalny Dzień Skupienia w Rzeszowie – 12.02.2022r.

Kolejne spotkanie diecezjalne miało miejsce w Parafii Św. Rodziny w Rzeszowie. Najpierw adorowaliśmy Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, następnie wysłuchaliśmy konferencji i uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. Można też było skorzystać z sakramentu pokuty. Po Eucharystii spotkaliśmy się na skromnym posiłku. Animatorka Grażynka wypowiedziała znamienne słowa: „Przecież, nie puszczę ludzi zmarzniętych ( zimno w kościele) do domów”, które sprawiły, że poczuliśmy się jak ewangeliczny tłum , który został nakarmiony przez Jezusa, bo był głodny i daleką miał drogę do domu. (Mk8, 1-10).

Konferencja

Miłość Chrystusa przynagla nas – Rzeszów 12.02.2022 r.

W Katechizmie Kościoła Katolickiego w punkcie 1879 czytamy: Miłość bliźniego jest nieodłączna od miłości Boga. Osoba ludzka potrzebuje życia społecznego. Nie jest ono dla niej czymś dodanym, lecz jest wymaganiem jej natury. Przez wymianę z innymi, wzajemną służbę i dialog człowiek rozwija swoje możliwości; w ten sposób odpowiada na swoje powołanie.

Katechizm wyraźnie nawiązuje do prawdy, którą znamy z doświadczenia i z Objawienia, że człowiek z samej natury jest powołany do życia we wspólnocie ludzkiej. Bez wspólnoty, powiedzmy szczerze, nie ma rozwoju i formacji. Każdy potrzebuje wspólnoty, aby móc zrealizować swoje powołanie, drogę powołania, w szerokim w tego słowa znaczeniu to ludzkie, ale też i to powołanie do świętości. Thomas Merton napisze, że nikt z nas nie jest samotną wyspą i jeszcze dodaje bardzo ciekawą myśl, mniej nam znaną, i nie jest w stanie człowiek  odnaleźć siebie jedynie w sobie, ale musi odnajdywać się w innych i przez innych. Nasza sytuacja jest jeszcze inna. Ponieważ na mocy Sakramentu Chrztu Świętego jesteśmy ponadto wszczepieni nie tylko w Chrystusa, ale również we Wspólnotę Kościoła, który jest Jego Mistycznym Ciałem. Wspólnota i każda społeczność, jaka by nie była, zgodnie z zamysłem Bożym ma przede wszystkim kierować się prawem miłości. Miłość – jak mówi katechizm w p.1889 – stanowi największe przykazanie społeczne /…/. Jest natchnieniem dla życia będącego darem z siebie. To wspólnota jest czymś nieodzownym dla życia człowieka, dla jego formacji, dla jego realizacji powołania. Nie można zatem izolować się od tej wspólnoty. Nie należy izolować się od wspólnotowego wymiaru życia wybierając wygodną i modną dzisiaj mentalność singla, który usiłuje żyć wyłącznie dla siebie. Wspólnotę zazwyczaj wykorzystuje utylitarnie na tyle, na ile jest to wygodne i przynosi wymierny zysk. Ucieczka przed wspólnotą jest działaniem przeciw Bożym planom. Człowiekowi wspólnota jest bezwzględnie potrzebna, jak i on jest potrzebny wspólnocie. Nie jest ona czymś dodanym, lecz jest wymaganiem ludzkiej natury – jak mówi Katechizm. Człowiek jest darem dla wspólnoty i ona jest darem dla niego. Jest to bowiem relacja wzajemnego przenikania i symbiozy.

Wspólnota przede wszystkim pozwala zrealizować najgłębsze pragnienie: gdzieś tam skryte bardzo głęboko w każdym człowieku, również i w nas – kochać i być kochanym. Człowiek we wspólnocie poznaje miłość, doświadcza miłości, uczy się miłości Można by powiedzieć, że wspólnota jest dla miłości swoistym poligonem, wspólnota stanowi realny poligon dla miłości. Tam człowiek dojrzewa. Staje się natchnieniem dla życia będącego darem z siebie – jak mówi KKK. Natomiast Papież Franciszek w jednej z audiencji środowych tak ładnie powiedział; że ten, kto został poruszony łaską Boga, nie może zamknąć się w sobie, ale zawsze powinien być w drodze, pobudzany do podążania naprzód wspólnie z innymi (do delegacji ekumenicznej z Finlandii, 17.01.2022). Spójrzmy na Pana Jezusa. Jezus nie uciekł od życia w tej wspólnocie podstawowej, jaką jest rodzina. Pan Jezus trzydzieści lat spędził w Nazarecie we wspólnocie Świętej Rodziny. Nie był to czas zmarnowany i bezwartościowy. Tam budował swoją relację z  Maryją, Matką Swoją, relacje z Józefem cieślą.  Tu wzrastał w łasce u Boga i u ludzi /Łk 2,52/. Kształtował w sobie posłuszeństwo, i uczył się posłuszeństwa Ojcu Niebieskiemu poddany swoim ziemskim rodzicom. Tu w Nazarecie ukochał ciszę, pokorę, pracę i proste życie we wspólnocie rodziny nazaretańskiej. I to jest prawda.

Ale teraz spójrzmy tak osobiście na siebie jako na człowieka. Powołanie człowieka nie jest powołaniem do życia poza wspólnotą. Każdy człowiek przychodzi na świat we wspólnocie rodzinnej, w niej się rozwija i dojrzewa do życia. Zycie nasze nie może oznaczać w żaden sposób bycia singlem według mentalności świata. Samotność czy raczej pewne osamotnienie jest warunkiem jednoczenia się z Chrystusem, ale nie oznacza wykluczenia i wyrzucenia na margines. Miłość Chrystusa przynagla, aby żyć dla innych a nie zamknąć się w więzieniu życia dla siebie. Święty Paweł zaznaczy w Liście do Rzymian: Nikt z nas nie żyje dla siebie i nie umiera dla siebie /Rz 14,7/. To Pawłowe wezwanie do życia „dla” jest jakby barometrem miłości. Cała nasza posługa drugiemu człowiekowi rodzi się z miłości.

Chciałbym teraz postawić kilka pytań jakby podsumowują tę część konferencji: Czy świadomie nie uciekam w życie odrzucając wspólnotę tych, których zaofiarowała mi Opatrzność? Współczesna mentalność nacechowana jest hedonizmem i nastawiona na używanie świata. Czy nie eliminuję z mojego życia pewnej samotności, która jest nieodzowna do budowania relacji z Bogiem? I samotność i życie wspólnotowe wzajemnie się przenikają i są konieczne w życiu duchowym. Czy wybierając tzw. wygodną samotność przed telewizorem lub Internetem nie dewastuję relacji intymnej z Bogiem i nie ograniczam relacji ze wspólnotą? To jest ta wygodna samotność, ta negatywna.

Czytałem o historii pewnego kapłana – proboszcza niedużej parafii na prowincji. Nie była ona szczytem jego marzeń i nie była uszyta na miarę jego ukrytych ambicji. Uważał, że marnuje tutaj swój cenny czas życia kapłańskiego. Po kilku latach został wezwany do kurii i zaproponowano mu objęcie nowej parafii, zdecydowanie większej, o większym prestiżu. Gdy już zaczął się pakować i snuć plany swojej świetlanej przyszłości, został nagle ponownie wezwany do kurii. Okazało się, że pojawiły się nowe okoliczności, które spowodowały cofnięcie decyzji władzy diecezjalnej. Początkowo uległ pokusie irytacji i buntu, ale w końcu przemyślał, i na modlitwie zrozumiał, że Bóg oczekuje od niego, aby tę parafię przyjął na nowo i zaakceptował. I tak też się stało. Bardzo ważne to co teraz zacytuję z Katechizmu: Każdy człowiek – jak czytamy w KKK w p. 1880 – jest zobowiązany do poświęcania się na rzecz wspólnoty, do której należy.

Czy rzeczywiście przyjęliśmywspólnotę daną nam przez Boga? Czy każdego dnia przyjmujemy ją na nowo, ze świadomością, że wciąż za mało kochamy, gdy robimy rzetelny rachunek sumienia z relacji do wspólnoty, w której żyjemy?

W księdze modlitwy powszechnej znajduje się ciekawe wezwanie, które chcę wam zacytować, aby stało się źródłem inspiracji dla waszej codzienności: Niech wszyscy zranieni w miłości nie utracą zdolności kochania i będą gotowi przebaczyć tym, którzy ich odrzucili, zdradzili, zawiedli i wykorzystali. Patrząc na rzeczywistość, możemy powiedzieć, że współczesny człowiek i jego pokolenie jest pokoleniem poranionym. Epoka ludzi harmonijnych i scalonych – to pieśń przeszłości. My również jesteśmy poranieni, to jest prawda. Sami potrzebujemy pomocy, interwencji i pochylenia się nad nami Lekarza Jezusa Chrystusa i Maryi Najświętszej, jako naszej Matki. Kto wie, może właśnie ze względu na stopień naszych osobistych pokrzywień i poranień znaleźliśmy się w Ruchu Rodzin Nazaretańskich, oddani Matce Bożej i wezwani do życia z Nią w komunii? Bycie we wspólnocie oznacza, że będę raniony i sam będę ranił – to jest prawda, która jest konsekwencją zranieniu człowieka grzechem pierworodnym.

Jesteśmy poranieni, każdy z nas, każdy inaczej, czy to w dzieciństwie, czy najpóźniejszych etapach naszego życia, i z tego powodu w różnych okolicznościach życia tak jakby tracimy tę zdolność miłowania, tracimy tę zdolność do kochania. To może być owoc zranienia. Ta utrata zdolności kochania.  Zbyt łatwo pogrążamy się w zniechęceniu i obojętności. Jedynie Chrystus będąc raniony nie przestaje kochać. Odrzucony wraz z Maryją i Józefem przez zarządców gospody w Betlejem nie traci pragnienia, aby przyjść na świat w ubogiej stajence. Wzgardzony przez faryzeuszy i uczonych w piśmie wobec zgromadzonego prostego ludu wypowiada niezwykłe słowa modlitwy uwielbienia: Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie byłoTwoje upodobanie /Mt 11,25/. Krzyżowany i dręczony na krzyżu modli się do Ojca za swoich oprawców: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią /Łk 23,34/. Wyraźnie widzimy, że jedynie Chrystus będąc raniony, nie przestaje kochać, albo raniony jeszcze bardziej miłuje.. Miłość Chrystusa przynagla nas, abyśmy naśladowali naszego Mistrza w Miłości. Jak łatwo zranieni odrzucamy nadprzyrodzoną zdolność kochania, która ma swoje źródło jedynie w Bogu. Dominuje wtedy pragnienie życia dla siebie. Rezygnując z modlitwy i odstępując od komunii życia z Maryją wydajemy się w ręce własnych chorych namiętności i pożądań. Możemy się wtedy izolować i wybierać sobie wygodny świat. Wznosimy parawan chroniący przed innymi i też przed zranieniami z ich strony. Wtedy wobec innych możemy zachowywać się agresywnie i roszczeniowo. Tak często zachowuje się człowiek zraniony. Selekcjonujemy i wybieramy tych, którzy nam sprzyjają i pomagają w spełnianiu naszych planów. Według tego klucza najczęściej dobieramy sobie przyjaciół.

Czy dziękowałeś za ludzi postawionych na twojej drodze – przyjaznych i tych uciążliwych? Czy zraniony przez ludzi lub niepowodzenia, w tym zawodowe, rodzinne nie chowasz się jak żółw w pancerzu i zamykasz w sobie i może tracisz w sobie tę zdolność do kochania, do miłowania?

Ksiądz Andrzej Kopczyński – proboszcz parafii Bożego Miłosierdzia w Ząbkach koło Warszawy, w rozmowie wspominał mi, że w jego parafii, w której posługuje jest pewna rodzina, która niedawno została bardzo dotkliwie zraniona przez pewnego kapłana. Zranienie to jest tym trudniejsze, ponieważ dotyczy ich najstarszego syna. Jednak ku mojemu zadziwieniu – mówi, że rodzina ta nadal otacza szacunkiem kapłanów i nie zrezygnowała z życia sakramentalnego oraz nie wycofała się ze wspólnoty kościoła. A ich syn ma nadal dobry kontakt z księżmi. Nie wiem jak to się stało, że po takim doświadczeniu nie utraciła zdolności kochania i budowania z nami relacji – to ewidentny cud miłosierdzia.

Jesteśmy posłani do poranionego człowieka, który traci lub wręcz utracił zdolność kochania. Miłość wzywa nas do pochylania się nad tymi ludźmi poranionymi w najbliższym otoczeniu. Jak ważna jest wtedy ta nasza wrażliwość, wczucie się, nasza miłość do niego. Nie lękajmy się okazywać tej duchowej czułości, której szczególnie potrzebuje poraniony bliźni. Nasza duchowość daje nam szczególne narzędzie i pomoc w tej niełatwej posłudze. Jak ważna i decydująca jest tu modlitwa i życie w komunii z Maryją, bowiem zranieni posługują zranionym.

Wspomina jeden z księży; „Przed laty prowadziłem rekolekcje dla młodzieży szkół zawodowych na ul. Hynka w parafii Świętego Franciszka w Warszawie, w której wtedy pracował Ojciec Andrzej Buczel. Po wprowadzeniu mnie do kościoła wszyscy księża uciekli. Zostałem sam z grupą ponad 200 rozbawionych młodych osób. W pewnym monecie zobaczyłem, że do konfesjonału przyszedł O. Andrzej i pozostał do końca. Gdy spotkaliśmy się w zakrystii nawiązała się rozmowa. Ojciec Andrzej powiedział: widziałem, jak byłeś bezradny i zagubiony. Ja powiedziałem do Ojca, że wrobili go pozostali księża pozostawiając samego ze mną w kościele. Ojciec Andrzej odpowiedział: jak możesz tak mówić, to moja świadoma decyzja. Ja chciałem być teraz z tobą.  Zrozumiałem, że dla miłości nieraz trzeba dać się po ludzku wykiwać”.

Wchodząc w świat ludzkich poranień wchodzimy na niezwykle trudny teren, teren zaminowany ludzkimi oczekiwaniami, nabrzmiałymi cierpieniem lub obojętnością. Lepszego jednak świata i czasu na nawrócenie oraz na miłość nie będzie. Miłość działa przez pokorę a czas jest krótki. Pan Jezus pyta Piotra nad jeziorem Genezaret: Czy miłujesz mnie? Pyta o to, co najważniejsze – pyta o miłość, ponieważ z miłości będziemy sądzeni. Czy nie utraciliśmy zdolności miłowania? Katolicyzm jest wezwaniem do najtrudniejszej miłości – posuniętej aż do miłowania nieprzyjaciół. Mamy być świadkami niepojętej miłości Boga. Decydując się na życie wiarą, na życie drogą świętości,  tak naprawdę godzimy się na to, że będziemy ranieni i my sami będziemy ranić.

Kto wkracza w życie małżeńskie i w rodzinne musi mieć świadomość, że życie codzienne przyniesie wiele zranień i to tych nawet nieświadomie dokonanych. Zgoda na miłość jest zgodą na zranienia. Miłość Chrystusa przynagla, aby nie wycofywać się z miłości doświadczając zranień. Pytanie Chrystusa można by sformułować nieco inaczej: Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie miłość na ziemi, gdy przyjdzie?/Łk 18,8/

Z homilii – ks. Ireneusz

W owym czasie, gdy znowu wielki tłum był z Nim i nie mieli co jeść, przywołał do siebie uczniów i rzekł im: 2 «Żal Mi tego tłumu, bo już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. 3 A jeśli ich puszczę zgłodniałych do domu, zasłabną w drodze; bo niektórzy z nich przyszli z daleka». 4 Odpowiedzieli uczniowie: «Skąd tu na pustkowiu będzie mógł ktoś nakarmić ich chlebem?»

Jesteśmy jak owy tłum z Ewangelii, który przychodzi, aby Go słuchać.

W RRN swoją codzienność chcemy przeżywać we wspólnocie, że Św. Rodziną. Dla Jezusa nie jest obojętne, że ludzie są głodni „ mogą zasłabnąć w drodze”. Mogą utracić ducha albo doświadczyć zniechęcenia. Jezus chce temu zaradzić, aby człowiek w tym ziemskim życiu, miał siłę podążać za Nim. Tłum trzy dni słucha Jezusa, choć odczuwa głód. Dopiero po trzech dniach Jezus zatroszczył się o lud.

Trzy dni to trzy pytania do mnie:

– Gdy odczuwam jakiś dotkliwy brak, co zrobię: zostanę czy pójdę sobie?

– Z czego jest mi trudno zrezygnować względem Pana Jezusa?

– Jakie są moje głody?

Sam Pan Jezus nie rozdaje ludziom chleba, daje go apostołom, a oni idą do ludzi i dzielą się tym chlebem. Pan Jezus jakby mówi do nas: „macie zanieść chleb zgłodniałym, i ten duchowy i ten materialny”. Mamy nieść swoją osobą Jezusa Chrystusa innym: w małżeństwie, rodzinie, sąsiedztwie.

Bez miłości, bez Jezusa zasłabniemy w drodze. Potrzebujemy nieustannie Jezusa i Jego miłości. To miłość decyduje o sile człowieka, jest siłą napędową naszego działania.

W Sakramencie Miłości Jezus napełnia nasze dusze mocą swojej miłości, szczególnie gdy przyjmujemy Go w Komunii Świętej.

Bogu niech będą dzięki!